|
www.innapolska.fora.pl POLSKA oraz POLACY - NASZ WYMARZONY i ZARAZEM REALNY ROZWÓJ.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 12:13, 21 Lip 2010 Temat postu: Kapitalim nierówności w XXIw i rola korporacji. |
|
|
NIEZWYKLE INTERESUJĄCY WYKŁAD i SPOSTRZEŻENIA.
Tytuł: "Bogata mniejszość strąca w przepaść biedniejące masy"
Autorem jest Prof. Tadeusz Kowalik, PAN
źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Aby zachęcić wszystkich do przeczytania i przemyślenia przytoczę kilka spostrzeżeń i tez zawartych w wykładzie:
OLIGARCHIA FINANSOWA RZĄDZI.
- "U źródeł obecnego kryzysu leży giełdyzacja gospodarek światowych, wypromowana przez władającą USA oligarchiczną triadę Wall Street+Treasury+MFW.
Rezultatami jej rządów są:
szybko postępująca materialna i publiczna polaryzacja społeczeństwa,
stagnacja dochodów większości pracowników,
złamanie siły związków zawodowych oraz
podporządkowanie mediów wielkiemu kapitałowi. „
KAPITALIZM "ZWYRODNIAŁY" – CYWILIZACJA NIERÓWNOŚCI.
"Obecny kryzys nie jest po prostu rezultatem zaburzeń na rynku kredytowym (...), Przyczyny podstawowe tkwią w nawrocie (...) wolnego od wszelkich reguł kapitalizmu „zwyrodniałego” (Gabora Steingarta).
Wyróżnia się on głównie dwiema cechami:
jawnym podporządkowaniem władz politycznych interesom wielkich korporacji (zwłaszcza finansowych), promujących minimalne państwo;
drastycznym wzrostem nierówności.
DOCHODY 13 TYSIĘCY = DOCHODOM 20 MILIONÓW GOSPODARSTW ?!
"Najuboższa część obywateli USA otrzymywała w 1974 roku 4,3 proc. dochodów ludności tego kraju, a w roku 1994 już tylko 3,6 proc.
Trzynaście tysięcy najbogatszych rodzin otrzymuje dochody równe dwudziestu milionom najuboższych gospodarstw domowych."
10% WŁAŚCICIELI USA
"(...) 10 proc. najbogatszych Amerykanów włada obecnie 80 proc. nieruchomości niemieszkalnych, 91 proc. majątku przedsiębiorstw, 85 proc. akcji i 94 proc. obligacji"
JAK TO WYGLĄDA W POLSCE ?
Interesujące jest porównanie rozwarstwienia dochodów w oparciu o tzw. indeks Giniego.
Gdy wartość tego indeksu wynosi 0 - cały dochód w kraju jest podzielony po równo.
Natomiast wartość 1 oznacza, że całe bogactwo kraju znajduje się w rękach jednej osoby.
- PRL końca lat 80-tych: 0,25
obecnie:
Szwecja - 0,23; Finlandia – 0,25; Czechy -0,26; Austria - 0,26; Niemcy – 0,28; Francja - 0,28; Polska - 0,36 !! ; Rosja – 0,41; USA -0,45
więcej: [link widoczny dla zalogowanych]
WYKLUCZENI
"Skutkiem procesów polaryzacji społecznej jest wzrastająca liczba wykluczonych, czyli tych, którzy w żadnej postaci nie biorą udziału w życiu społecznym (...)
o pasywizacji dużej części społeczeństwa przyczynia się oligarchizacja mediów, które tworzą negatywny obraz niemal wszelkich działań zbiorowych(...)"
POZYTYWNY WPŁYW KOMUNIZMU ?
"Okazało się, że tylko w wyjątkowym okresie powojennego ćwierćwiecza kapitalizm rozwijał się, opierając się na równowadze głównych sił społecznych – korporacyjnym kapitale i zorganizowanej pracy najemnej[4].
Jest wszelako całkiem prawdopodobne, że owa równowaga wymuszona została przez rywalizację dwóch megasystemów – kapitalistycznego i komunistycznego."
WOLNOŚĆ ... JEDYNIE DLA WIELKICH KORPORACJI
„ (...) o jaki rynek chodzi. Często się dodaje – wolny. Ale wolny dla kogo?
(...) często działania niewidzialnej ręki rynku są niewidoczne, bo jej tam po prostu nie ma.
Są za to wielkie, często ponadnarodowe korporacje.
Chodzi więc o ich wolność, a nie o wolny rynek sugerujący wolną konkurencję”
KORPORACJE NIE PASUJĄ DO DEMOKRACJI.
"Korporacje te mogą w szerokim zakresie nalegać na rząd, by uwzględniał ich żądania, nawet takie, które znajdują się w kolizji z interesami obywateli (...).
I co więcej, bez żenady walczą o partykularne interesy tak jak obywatele – bo przecież korporacje są osobami prawnymi. A dysponują niezwykłą siłą weta.
Są więc, pod wszystkimi względami nieproporcjonalnie silne.
Wielkie korporacje prywatne nie pasują do teorii i wizji demokracji” (Charles Lindblom, który w książce Polityka i rynki , 1977, str.356)"
BAJKA O "WOLNEJ KONKURENCJI " NA RYNKU.
Nawet w ujęciu Thomasa Friedmana (2001), entuzjastycznego zwolennika globalizacji i wolnego rynku, obecne mechanizmy konkurencji dalekie są od sielankowego obrazu „wolnej konkurencji” i „wolnego rynku”.
Jego zdaniem: „Niewidzialna ręka rynku nigdy nie będzie działała bez ukrytej pięści.
Bez tej drugiej MacDonald’s nie może prosperować (…)
Ta ukryta pięść, która czyni świat bezpiecznym dla technologii, nazywa się: armia USA, siły powietrzne, flota i korpus marynarki wojennej”.
TZW. INWESTORZY ..i "PRYWATYZACJA"
" Nakłaniane przez amerykańskie Ministerstwo Skarbu i MFW kraje takie jak Tajlandia dokonywały wyprzedaży, a zachodnie firmy wykupywały po zaniżonych cenach przedsiębiorstwa w krajach objętych kryzysem.
Czasami nie robiły nic innego, tylko trzymały je do momentu ponownego ożywienia gospodarczego i wówczas sprzedawały z powrotem Tajom – niejednokrotnie tym samym właścicielom” (Stiglitz 2006: 205-206)."
(...) A gdy jakiś kraj popadał w kryzys finansowy, główną troską Waszyngtonu było zabezpieczenie bankom amerykańskim i zachodnim szybkiej spłaty długów, nawet jeśli trzeba było dostarczyć dłużnikom wielu miliardów dolarów."
KAPITALIZM "KASYNA"
"Na charakter współczesnej fazy kapitalizmu, (...) wpływa w coraz większym stopniu spektakularny i niepohamowany wzrost kapitału spekulacyjnego, dlatego często pada określenie „kapitalizm kasyna”
W 2007 roku sektor finansowy zagarnął jedną trzecią zysków wszystkich firm amerykańskich, chociaż „wytwarza” tylko 3 – 4 proc. dochodu narodowego (Rogoff 2008), a według Martina Wolfa (2009), sektor finansowy zagarniał w tym czasie nawet ponad 40 proc. wewnętrznych zysków korporacji.
Noblista James Tobin już w latach 70. proponował podatek od operacji giełdowych na rynkach światowych (co podchwycił ruch występujący pod nazwą ATTAC).
Tobin wielokrotnie podkreślał, że sektor finansowy, którego przeważająca część jest bezproduktywna, odciąga sporo talentów od pożyteczniejszej działalności."
PRZYCZYNY STAGNACJI GOSPODARCZEJ W POLSCE wg profesora.
„ (...) załamanie eksportu. Jego zacofana struktura sprawiła, że nie było ono zbyt głębokie.
(...) nadmierny nacisk na rozwój giełdy, co ostatecznie oznacza jej dużą wrażliwość na ruch cen na giełdach zachodnich, zwłaszcza na nowojorskiej. W konsekwencji przekłada się to na stan naszej całej gospodarki.
Oderwany od realiów kapitał zagraniczny na początku kryzysu przesadnie negatywnie ocenił polską gospodarkę, uciekając z giełdy. Spadek wartości złotego z kolei zahamował spadek eksportu, a więc i spadek produkcji.
mocno spolaryzowany podział dochodu narodowego sprawia, że gospodarka jest mniej stabilna.
Polityka niskich płac i wysokich wynagrodzeń dla menedżerów oznacza, że większa niż w gospodarkach bardziej egalitarnych jest rola rynku wewnętrznego oraz niestabilność wydatków konsumpcyjnych.
Pracownicy najemni (prawie) nie oszczędzają, wydają (niemal) wszystko, co zarabiają. Podobnie niskie zasiłki dla bezrobotnych lub ich brak sprawia ich małą zdolność działania jako automatyczny stabilizator"
POTRZEBNY JEST SPOŁECZNY NACISK !
"Brakuje zorganizowanej siły zdolnej wymusić na władzach odpowiednie (pozytywne) zmiany.
Rozumie to Stigtlitz, który kończył swą pierwszą książkę o globalizacji wezwaniem: „Jeśli mamy się zająć uprawnionymi niepokojami tych, którzy wyrazili rozczarowanie globalizacją, jeśli mamy sprawić, by globalizacja służyła potrzebom miliardów ludzi, dla których dotąd nic nie uczyniła, jeśli chcemy, by globalizacja o ludzkim obliczu się powiodła, to musimy głośno się tego domagać. Nie możemy, nie wolno nam bezczynnie stać z boku” (Stiglitz, 2002: 223).
Chodzi o jednak o coś więcej niż głośne domaganie się o zorganizowane siły społeczne. O uzupełnienie argumentu siły argumentem społecznej presji."
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Wto 11:19, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 12:40, 21 Lip 2010 Temat postu: Fragment dyskusji z blogu TFU wraz z cenną inicjatywą. |
|
|
Poniżej fragmenty dyskusji z blogu Tomasza Urbasia (TFU), zainspirowanej powyższym artykułem prof. Kowalika:
aa
Jeżeli problemem są Wielkie Korporacje, zwłaszcza finansowe, które poprzez swoje wpływy są zainteresowane minimalizacją państwa i kontrolą jego struktur, a tym samym nas to Wielkie Korporacje powinny zniknąć z gospodarki.
To jedyne skuteczne rozwiązanie.
super babka
Proste. Oddzielić państwo od powiązań z Wielkimi Korporacjami poprzez stworzenie odpowiednich ustaw i przepisów.
Do tego trzeba jednak polityków, którzy nie dadzą wplątać się w afery, szantaże, łapówki itp.
Tylko problem, gdzie ich znaleźć? Jeśli nawet będą, to z czasem przejdą na stronę Korporacji a z uczciwych media zrobią wariatów.
aa
Skoro korporacje stanowią prawo poprzez swoich ludzi w polityce to Twoją metodą "same siebie" nie wyrzucą z polityki
Dlatego trzeba "wyrzucić" te korporacje i ich ludzi (polityków,) przebudowując cały system społeczno-gospodarczy.
super babka
Wyrzucić, hmm.. a masz jakiś inny (niż mój) pomysł jak tego dokonać?
belfegor
nie chcę być upierdliwy.
Co zrobić, to wie dużo ludzi, ale jak to zrobić, tego jeszcze nikt nie powiedział.
aa
A może tak:
- uświadamianie ludzi,
- tworzenie etosu małych i średnich firm polskich,
A potem
- bojkot produktów Korporacji, polityków wspierających korporacje
- rozwijanie "równoległej" gospodarki i systemu rozliczeń, choćby na wzór szwajcarskiego WIR ?
belfegor
ciągle uważam, że środkami pokojowymi systemu się nie zmieni, a rewolucję to mamy przegraną zanim się rozpocznie.
Ja mimo wszystko uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest wolny rynek, z zabezpieczeniem przed korporacjami (dużymi i tymi małymi zawodowymi) i monopolami.
aa
Mahatma Gandhi pokazał, że można pokojowo nawet pozbyć się imperium z własnego kraju:) Oczywiście potrzeba świadomości i współdziałania ludzi.
mm27
Myślę, że idziemy teraz w dobrym kierunku i co ważne, Wasze pomysły nie są ze sobą sprzeczne.
Zmiana prawa, o którym mówi super babka jest potrzebna, ale na razie nie do przeprowadzenia.
Bardziej realne na początek wydaje się wykonanie podejścia proponowanego przez AA.
Popieram Belfegora w kwestii wolnego rynku i kapitalizmu (uwaga: te słowa zostały przez obecny system i ich ideologów zgwałcone i sponiewierane, prywatny i państwowy kapitał jest grabiony, prawo nie działa, nie ma wolnego rynku, etyka zaryła twarzą w glebę).
Przyjmując, że obecny system dąży do dominacji nad człowiekiem, jest mu wrogi i znajduje się we wrogich rękach to nie ma możliwości jego zmiany od góry.
Można go zmienić tylko od dołu, demontując jego fundamenty.
To, jak działa system zdradził nam m.in. Rothschild w swoim liście, który cytowałem niedawno w wypowiedzi adresowanej do Rybkinsa.
Jego siła (systemu) polega na tym, że przeciętny człowiek w codziennych decyzjach, kierując się swoim chwilowym i krótkoterminowym interesem najczęściej wspiera system, który w dłuższej perspektywie jeszcze bardziej go zniewala.
Kto nami będzie rządził wybieramy nie tylko raz na kilka lat wrzucając głos do urny, ale, pamiętając słowa Kuby - korporacje i państwo grają na razie w jednej drużynie - także codziennie: dokonując zakupów, wybierając miejsce pracy, podejmując decyzje w swojej firmie, itp.
Rozwiązaniem jest zmiana kryterium wyboru.
Wybory powinny być podporządkowane naszemu interesowi, czyli odzyskaniu gospodarki, suwerenności, wolności.
Decyzje są w pełni zgodne z naszym interesem, ale nie w perspektywie godziny, czy miesiąca, ale lat.
Podam następujący przykład.
Dosyć oczywiste jest, że powinniśmy kupować produkty Polskie, wspierając rodzimych producentów.
Co jednak w przypadku dwóch alternatywnych produktów, które wydają się nam polskie?
Co w przypadku dwóch alternatywnych produktów, które wiadomo, że są wytwarzane przez koncerny w chińskich fabrykach?
Do podjęcia decyzji potrzebna jest wiedza, który wybór bardziej osłabi system, albo, który wybór mniej go zasili.
Taką wiedzą powinien dysponować każdy konsument.
Producent go w tę wiedzę nie wyposaży bo podane przez niego informacje nie będą wiarygodne i nikt go do tego nie zmusi.
Możliwe jest zbudowanie ogromnej bazy wiedzy o systemie, budowanej przez całe społeczeństwo, z której każdy konsument będzie mógł na bieżąco korzystać.
Ta baza wiedzy ułatwi mu podejmowanie decyzji, których podstawowym kryterium jest demontaż systemu.
Widzę nawet pole do popisu dla jakiegoś polskiej firmy, która wypuści na rynek jakiś tani kieszonkowy skaner kodów kreskowych podłączany do telefonu komórkowego, aby nawet będąc w sklepie móc na podstawie kodu EAN uzyskać pełną wiedzę na temat produktu, który chcemy zakupić, jego ocenę rankingową względem systemu - chodzi o pełną jasność i przejrzystość.
To samo dotyczy firm, w których chcemy podjąć pracę.
Musimy świadomie wybierać, czy pracujemy w firmach, które są elementem systemu i tym samym przyczyniamy długoterminowo do własnego zniewolenia, czy wybieramy te z poza systemu.
Spodziewam się, że gdyby taka maszyna ruszyła, zapotrzebowanie na nowe firmy spoza systemu wzrosłoby też lawinowo i dało szansę naszym pomysłowym niezależnym przedsiębiorcom.
( ! ) Zauważcie, że nie trzeba w tym celu zmieniać prawa, nikogo zrównywać, wychodzić z cegłami na ulicę, itp.
Wszystko jest jeszcze do przemyślenia i opracowania.
To tak na gorąco, żeby rozgrzać Was do myślenia i generowania kolejnych pomysłów.
aa
mm27 uważam, że Twój pomysł z Bazą Wiedzy jest bardzo dobry i realny ! Zgadzam się w 100% , że: "Możliwe jest zbudowanie ogromnej bazy wiedzy o systemie, budowanej przez całe społeczeństwo, z której każdy konsument będzie mógł na bieżąco korzystać.
Ta baza wiedzy ułatwi mu podejmowanie decyzji, których podstawowym kryterium jest demontaż systemu"
To samo dotyczy wyboru pracy, kontrahenta, firm itd..
ernest
mm27, mądrze kombinujesz.
Istnieją np. wyniki zaawansowanych badań nad globalną strukturą kapitału pokazujące powiązania między niewielką liczbą podmiotów kontrolujących 40? 60? (nie pamiętam teraz) majątku wszystkich spółek największych giełd Ameryki, Europy, Australii itd.
Do zdobycia są też informacje o globalnych (i krajowych) powiązaniach wielu korporacji obecnych w Polsce.
Ciekawostką też jest, i wielkim skandalem, ciche wycofanie kilka lat temu z polskiego prawa obowiązku oznaczania produktów co do kraju ich pochodzenia (sic!).
Obecnie wystarczy umieścić na opakowaniu itp.: "DYSTRYBUTOR: XXX, ul. Yyy, ....."
To wszystko.
Czyj interes za tym stał i jakie są tego konsekwencje nie będę się rozwodził, to oczywiste.
Postaram się uczestniczyć w tym wątku.
i dalsza rozmowa:
belfegor
Przeczytałem jeszcze raz całość dyskusji (...) i zauważyłem pozytywne wydarzenie.
Wydaje się, że nieduży kompromis doprowadziłby do powstania zrębów programu akceptowalnego przez wszystkich.
Ciekawym i znaczącym elementem jest propozycja mm27 dotycząca bazy firm i towarów.
Zmobilizowanie społeczeństwa w działaniach na rzecz polskiej gospodarki poprzez ukierunkowane zakupy mogło by być takim impulsem odnowy trudnym do zablokowania przez dzisiejsze elity .
Przy dołożeniu innych cegiełek przewijających się przez internet może coś by się ruszyło.
Tylko........kto to złoży do kupy i tym pokieruje?.
aa
Co do złożenia tego "do kupy" ..wspólnym wysiłkiem na pewno podołamy.
A kierownictwo musi być z zasady rozproszone i równoległe (jaki i sama inicjatywa), dzięki czemu będzie trudniejsza do zablokowania przez elity.
mm27
Ja mogę przygotować koncepcję takiego systemu, opisać jego funkcjonalność tak, jak to sobie wyobrażam.
Potem przedstawić do obróbki na forum.
Po przybraniu sensownego kształtu można zrobić prototyp własnym sumptem.
Od jakości merytorycznej informacji i łatwości docierania do nich zależy sukces tego projektu, bardziej niż od nakładów na jego promocję.
Jeśli będą tam zamieszczane informacje o pochodzeniu produktów, udziałowcach firm, pochodzeniu kapitału (na różnych, wybranych przez użytkownika poziomach szczegółowości) to coraz więcej ludzi będzie chciało tam być, bo tych informacji mogą gdzie indziej nie znaleźć.
Myślę, że ludzie będą tam na początku chętnie sięgać z czystej ciekawości, choćby po to, żeby dowiedzieć się do kogo należy Tesco, Biedronka, Shell, Statoil, itd.
Ile z wydanych 100 zł na dany produkt zostanie w polskich rękach, biorąc pod uwagę producenta, podwykonawców i ich struktury własnościowe, itd.
Przez produkt rozumiem też usługę (..)
Ernest pisał o prowadzonych badaniach dotyczących spółek amerykańskich, europejskich, australijskich. Takie wyniki trzeba by wrzucić do systemu. (..).
Po przekroczeniu masy krytycznej polscy producenci byliby żywotnie zainteresowani, aby utrzymywać w systemie aktualną informację o swoich produktach.
Ciężar wprowadzania danych o produktach przesunąłby się w większości na producentów .
W rękach konsumentów/przedsiębiorców pozostałyby kryteria oceny.
aa
mm27 zacznij pisać koncepcję takiego systemu - BAZY FIRM I TOWARÓW, to bardzo cenna inicjatywa.
Myślę, że docelowo powinna mieć postać wyszukiwarki albo zostać podzielona na działy tematyczne.
Na pewno taka inicjatywa będzie wymagała m.in aktualnych danych z Rejestru Przedsiębiorców KRS, bo wielkie koncerny posługują się rożnymi markami i firmami zależnymi.
Ważny będzie m.in opis firm z branży spożywczej, bo w tym obszarze każdy Polak codziennymi zakupami będzie mógł powiedzieć "NIE" koncernom i np: żywności modyfikowanej genetycznie.
Kuba
koncepcja bazy towarów i firm jest jak najbardziej słuszna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 12:56, 21 Lip 2010 Temat postu: Pozaprawne działania i bezwzględność wielkich korporacji. |
|
|
Pozaprawne działania i bezwzględność wielkich korporacji.
Przykład "działań" korporacji z USA: "Bananowy gigant zlecał zabójstwa i obalał rządy" Czytajcie: [link widoczny dla zalogowanych]
Inny przykład.
Interesujący jest też trzeci komentarz pod zalinkowanym wyżej artykułem.
Dotyczy koncernu Coca Cola, podobnie jak poniższy film :
http://www.youtube.com/watch?v=kOrjqHb1UnI&feature=player_embedded#
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Śro 12:58, 21 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LadyB
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 12:06, 22 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Po przeczytaniu i przypomnieniu tej dyskusji nasuwa mi się taka myśl.
Polacy, to naród, który lubi produkty zagraniczne. I w tym cały szkopuł. Jeśli zobaczą i przeczytają, że jest to produkt wielkich korporacji, np Coca - Cola, Nestle itd. to chętnie go kupią, myśląc, że jest produktem wysokiej jakości.
Obecnie powinniśmy postawić na "jakość" polskich produktów. Takie niby błahostki jak ładne opakowania i odpowiednie oznakowanie, dodatkowo z ciekawym i dowcipnym hasłem reklamowym powinny zwrócić uwagę na rodzime produkty ( naturalnie dodatkowo konkurencyjna cena).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
adam
Gość
|
Wysłany: Czw 12:50, 22 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
LadyB napisał: | Po przeczytaniu i przypomnieniu tej dyskusji nasuwa mi się taka myśl.
Polacy, to naród, który lubi produkty zagraniczne. I w tym cały szkopuł. Jeśli zobaczą i przeczytają, że jest to produkt wielkich korporacji, np Coca - Cola, Nestle itd. to chętnie go kupią, myśląc, że jest produktem wysokiej jakości.
Obecnie powinniśmy postawić na "jakość" polskich produktów. Takie niby błahostki jak ładne opakowania i odpowiednie oznakowanie, dodatkowo z ciekawym i dowcipnym hasłem reklamowym powinny zwrócić uwagę na rodzime produkty ( naturalnie dodatkowo konkurencyjna cena). |
Myśli Pani, że skąd mają polskie małe firmy brać pieniądze na: nowe opakowania, kampanie reklamowe, czy kupowanie miejsc na półkach w marketach ?
Nie po to korporacje narzuciły takie reguły gry, by mała polska firma była wstanie im sprostać.
W tej powyższej dyskusji słusznie wskazano, że przydałaby się baza polskich towarów i edukacja w tym zakresie od dziecka. A profesor Kowalik i Ch. Lindblom mają rację, że korporacje psują system i naruszają jego reguły.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LadyB
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 13:11, 22 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
To były takie moje przemyślenia
Przyznaję , że panowie prof. Kowalik i Ch. Lindblom mają rację.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 16:38, 09 Gru 2010 Temat postu: Senator USA - Socjalizm tylko dla bogatych ? |
|
|
Kulisy USA
SOCJALIZM DLA BOGATYCH.
Socialism for the Rich
[link widoczny dla zalogowanych]
Tłumaczenie Ola Gordon.
Senator USA Bernie Anders: Wydaje się, że jesteśmy krajem, w którym praktykuje się socjalizm dla bogatych i dziki kapitalizm dla pozostałych.
Wystąpienie sen. Bernie Sandersa (Vermont) w Kongresie 30.11.2010:
Panie Prezydencie, w tym kraju toczy się wojna, i nie mówię o wojnach w Iraku i Afganistanie. Mówię o wojnie wytoczonej przez niektórych najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w tym kraju, przeciwko pracującym rodzinom Stanów Zjednoczonych Ameryki, przeciwko zanikającej i kurczącej się klasie średniej naszego kraju.
Rzeczywistość jest taka, że wielu narodowych miliarderów jest na wojennej ścieżce. Oni chcą więcej, więcej, więcej. Ich chciwość nie ma końca, i najwyraźniej jest bardzo małe zainteresowanie naszym krajem czy narodem tego kraju, chodzi o akumulację coraz większego bogactwa i coraz większej władzy.
Panie Prezydencie, w roku 2007, górny 1% wszystkich zarabiających w USA osiągnął 23.5% całości dochodów.
Górny 1% zarobił 23.5% wszystkich dochodów – więcej niż całe dolne 50%.
Widocznie to nie wystarcza.
Od 1970 roku udział dochodów dla tego 1% zwiększył się prawie trzykrotnie. W połowie lat 1970, 1% zarobił około 8% wszystkich dochodów. W latach 1980 liczba ta wzrosła do 14%. Pod koniec lat 1990, 1% zarobił około 19%.
A dziś, kiedy upada klasa średnia, 1% zarabia 23.5% wszystkich dochodów – więcej niż dolne 50%.
Dzisiaj, jeśli można wierzyć, góra 0.1% zarabia ok. 12 centów z każdego dolara zarobionego w Ameryce.
W Senacie mówimy o wielu rzeczach, ale jakoś zapominamy mówić o rzeczywistości, o tym kto wygrywa w tej gospodarce, a kto traci. Jest jasne dla każdego, kto spędzi 2 minuty na zbadaniu tej kwestii, że ludziom na górze powodzi się wyjątkowo dobrze, w tym samym czasie, kiedy klasa średnia rozpada się i wzrasta ubóstwo. Wielu ludzi jest zagniewanych, i zastanawiają się, co dzieje się z ich własnymi dochodami, ich życiem, życiem ich dzieci.
Jeśli można w to wierzyć, w przedziale czasowym 1980 – 2005, 80% całości nowych dochodów wypracowanych w tym kraju poszło do kieszeni tego 1% – 80% całości nowych dochodów.
To dlatego ludzie się zastanawiają i pytają: Co się dzieje z moim życiem? Jak to się dzieje, że pracuję większą ilość godzin i mniej zarabiam?
Jak to się dzieje, że martwię się o to czy moje dzieci będą miały tak dobry standard życia jaki ja miałem?
Od 1980 do 2005 roku, 80% całości nowych dochodów poszło do tego górnego 1%.
Obecnie szefowie Wall Street – oszuści przy Wall Street, których działania doprowadziły do poważnej recesji, w której jesteśmy w tej chwili, ludzie, których nielegalne, lekkomyślne działania spowodowały to, że miliony Amerykanów tracą pracę, domy, oszczędności – zgadnijcie co robią. Kiedy myśmy ich uratowali, ci szefowie teraz zarabiają więcej niż zanim udzieliliśmy im pomocy.
I podczas gdy klasa średnia tego kraju się rozpada, a bogaci stają się bogatsi, Stany Zjednoczone mają teraz zdecydowanie najbardziej nierówny podział dochodów i bogactwa, niż każdy inny ważny kraj na Ziemi.
Panie Prezydencie, kiedy byliśmy w szkole, uczyliśmy się z podręczników o republikach bananowych w Ameryce Łacińskiej.
Czytaliśmy o krajach, w których garstka ludzi posiadała i kontrolowała większość bogactw tych krajów.
I zgadnijcie co dalej. To jest dokładnie to, co dzieje się obecnie w Stanach Zjednoczonych.
I widocznie jedyne czym zainteresowani są niektórzy z najbogatszych ludzi w tym kraju, to coraz większe bogactwo i coraz większa władza – nawiasem mówiąc, nie wszyscy z nich.
Nie wszyscy z nich. Jest wielu bogatych ludzi w tym kraju, którzy rozumieją i są dumni, że są Amerykanami, którzy rozumieją, że jedną z rzeczy, które są istotne jest to, by każdy z nas żył dobrze. I to jest problem – problemem jest chciwość – z nią mamy do czynienia.
Pośród tego wzrastającego dochodu i nierówności podziału bogactwa w tym kraju, mamy już do czynienia z problemem, co zrobić z cięciami podatkowymi Busha z lat 2001 i 2003.
I czy można uwierzyć, że mamy tu ludzi – wielu moich kolegów Republikanów – którzy mówią nam: Oh, jestem tak zaniepokojony naszym rekordowym deficytem. Jestem strasznie zaniepokojony długiem krajowym wynoszącym $13.7 bn.
Jestem strasznie zaniepokojony zadłużeniem, które zostawiamy naszym dzieciom i naszych wnukom.
Ale zaraz. Bardzo ważne jest byśmy w okresie 10 lat dali $700 mld ulg podatkowych dla górnych 2%.
O tak, jesteśmy zaniepokojeni długiem, jesteśmy zaniepokojeni deficytem, ale jesteśmy bardziej zaniepokojeni tym, że milionerzy – ludzie, którzy zarabiają co najmniej $1 mln rocznie lub więcej – dostają średnio $100.000 rocznie w ulgach podatkowych .
Mamy więc $13,7 bn długu narodowego, i rośnie, mamy rosnące nierówności w dochodach – 1% ma większe dochody niż dolne 50% – ale najwyższym priorytetem dla wielu moich republikańskich kolegów jest upewnienie się, że milionerzy i miliarderzy dostaną więcej ulg podatkowych.
Myślę, że to absurd.
Ale tu nie tylko chodzi o stawki podatku dochodowego, ale również podatku od nieruchomości. I niech to będzie jasne.
Chociaż niektórzy z moich przyjaciół (senatorów) chcą całkowicie zlikwidować podatek od nieruchomości – który istnieje w tym kraju od 1916 roku – każdy cent z tych wszystkich świadczeń pójdzie do górnej 0.3%.
Gdybyśmy zrobili to co chcieliby niektórzy z moich znajomych – znieść podatek od nieruchomości w całości – to by nas kosztowało $1 bn w dochodach w ciągu 10 lat, a wszystkie świadczenia pójdą dla górnej 0.3%.
Więc jestem pewien, że za chwilę staną tu moi przyjaciele i powiedzą: Jesteśmy bardzo zaniepokojeni deficytem, jesteśmy bardzo zaniepokojeni długiem narodowym, ale czy wiesz, co nas niepokoi bardziej? Przyznanie ogromnych ulg podatkowych dla najbogatszych ludzi tego kraju.
Panie prezydencie, sprawa podatków to tylko część tego, co niektórzy z naszych bogatych przyjaciół chcą mieć w tym kraju.
Rzeczywistość jest taka, że wielu z tych ludzi chce by Stany Zjednoczone z powrotem były takie jak w latach 1920, i chcą zrobić wszystko, aby wyeliminować wszelkie ślady ustawodawstwa socjalnego, o których powstanie zaciekle walczyły rodziny pracujące, aby wnieść w życie odrobinę stabilności i bezpieczeństwa.
Tam są ludzie – nie wszyscy, ale są – którzy chcą sprywatyzować lub całkowicie wyeliminować ubezpieczenia społeczne.
Chcą sprywatyzować albo znacznie zredukować Medicare.
Tak, jeśli masz 75 lat i nie masz pieniędzy, masz szczęście, że otrzymujesz ubezpieczenie zdrowotne w przystępnej cenie od prywatnej firmy ubezpieczeniowej.
Jestem pewien, że są różnego rodzaju prywatne firmy ubezpieczeniowe, zachwycone tym, by zadbać o seniorów o niskich dochodach, którzy zmagają się z rakiem lub inną chorobą.
Ponadto są tam szefowie korporacji, i wielu członków Kongresu, którzy nie tylko chcą kontynuować, ale chcą poszerzać katastrofalną politykę handlową.
Moja żona i ja poszliśmy do sklepu – rozpoczęliśmy świąteczne zakupy – i patrzyliśmy i patrzyliśmy, i praktycznie każdy produkt, który był tam w sklepach był Chiny, Chiny i Chiny. Wydaje się, że jesteśmy krajem, w którym mamy 51 stan o nazwie Chiny, który produkuje niemal wszystko, co konsumują Amerykanie.
Nasza polityka handlowa doprowadziła do utraty milionów dobrze płatnych miejsc pracy, jak mówią prezesi wielkich korporacji: Dlaczego miałbym reinwestować w Ameryce, kiedy mogę iść do krajów, gdzie ludziom płaci się 50 centów, 75 centów na godzinę?
I to zrobię; do diabła z pracującymi w tym kraju.
Więc nie tylko my jesteśmy obciążeni tą katastrofalna polityką handlową, ale są ludzie, którzy rzeczywiście chcą ją poszerzać.
Jedną z rzeczy, które zobaczymy, będzie to, że podczas gdy my walczymy z rekordowym deficytem i dużym długiem krajowym – spowodowanymi przez wojny w Iraku i Afganistanie, spowodowanymi przez ulgi podatkowe dla bogatych, spowodowanymi przez niezapłaconą część D programu Medicare, refundacji leków na receptę, spowodowanymi przez ratowanie Wall Street zwiększającego zadłużenie państwa – niektórzy powiedzą:
O mój Boże, mamy te wszystkie wydatki, i musimy dać ulgi podatkowe milionerom i miliarderom, ale chcemy, aby zrównoważyć budżet. Więc jak to zrobimy?
Oczywiście, wiemy jak oni to zrobią.
Będą ciąć na ochronę zdrowia, będą ciąć na edukację, będą ciąć na opiekę nad dziećmi, i będą ciąć programy Pell.
Po prostu nie mamy wystarczająco dużo pieniędzy dla rodzin pracujących i dla niań.
Będziemy ciąć na kartkach żywnościowych.
Na pewno nie będziemy zwiększać zasiłku dla bezrobotnych.
Mamy wyższy priorytet, panie prezydencie: musimy, musimy, musimy dać ulgi podatkowe milionerom.
To znaczy o to chodzi w tym miejscu, prawda? Oni opłacają kampanie, więc oni dostaną to co im się należy.
O dziwo, mamy prezesów na Wall Street i wielkie instytucje finansowe, które chcą odwołać lub spowolnić wiele przepisów – bardzo skromnych przepisów – w ustawie o reformie finansowej.
Głosowałem za ustawą reformy, ale powiem tu wyraźnie, że ona nie poszła tak daleko, ale poszła za daleko dla naszych przyjaciół z Wall Street i ich lobbystów, którzy są tu wszędzie.
A za setki milionów dolarów wydawanych na to miejsce przez Wall Street, chcą unieważnić, spowolnić niektóre reformy.
Ci ludzie chcą ciąć na uprawnieniach Agencji Ochrony Środowiska i Departamentu Energii, aby Exxon Mobil mógł pozostać najbardziej dochodową korporacją w historii świata, podczas gdy firmy zajmujące się ropą naftową i węglem nadal zanieczyszczają nasze powietrze i naszą wodę.
W ubiegłym roku Exxon Mobil zrobił $19 mld zysku. Wiecie co. Oni zapłacili zero podatków.
Oni dostali $156 mln zwrotu podatku. Myślę, że to nie wystarcza.
Musimy dać spółkom naftowym jeszcze większe ulgi podatkowe.
Więc myślę, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Musimy przyznać się do tego. Toczy się wojna.
Klasa średnia walczy o byt, z pewnymi najbogatszymi i najpotężniejszymi siłami na świecie, których chciwość nie ma końca [To na pewno Eskimosi - admin].
A jeśli nie staniemy razem z nią i nie rozpoczniemy reprezentować tych rodzin, nie będzie klasy średniej w tym kraju.
Film (jęz. ang.): [link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Pon 18:24, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 18:30, 13 Gru 2010 Temat postu: Nierówności społeczne w USA |
|
|
Nierówności społeczne w USA - refleksje dla Polski.
Alexandra Cawthorne: Kryzys pogrążył w biedzie amerykańską klasę średnią.
Już prawie 15 proc. Amerykanów żyje poniżej progu ubóstwa, czyli poniżej 22,5 tys. dol. rocznego dochodu na czteroosobową rodzinę.
Oznacza to, że prawie 50 mln Amerykanów nie ma wystarczających środków, aby najeść się do syta.
Przed kryzysem w takiej sytuacji było o 8 mln osób mniej.
Co gorsza, coraz więcej Amerykanów z trudem utrzymuje się powyżej progu ubóstwa i w każdej chwili może spaść do tzw. poziomu niepewności żywnościowej.
O ile ok. 10 proc. białych amerykańskich rodzin żyje poniżej progu biedy, to już co czwarta rodzina latynoska i czarna znajdują się w takiej sytuacji.
Więcej: [link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Pon 18:31, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 10:41, 19 Sty 2011 Temat postu: Gospodarka oparta na zasobach (RBE) |
|
|
Gospodarka oparta na zasobach (RBE)
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Ciekawą koncepcję prezentuje Jacque Fresco twórca koncepcji eksperymentalnego miasta, przyjaznego środowisku i ludziom, pn: The Venus Project, realizowanej na Florydzie w USA.
Proponuje On Gospodarkę Opartą na Zasobach (ang. Resource Based Economy) system, w którym wszystkie dobra i usługi są dostępne bez użycia pieniędzy, kredytów, barteru czy innego rodzaju długu lub niewolnictwa.
Wszystkie zasoby stają się wspólnym dziedzictwem wszystkich ludzi, nie tylko grupy wybranych.
Podstawą na której opiera się ten system jest obfita w surowce Ziemia; nasza praktyka podziału zasobów przy użyciu pieniądza jest nietrafiona i przeciwstawia się wydajności potrzebnej naszemu przetrwaniu.
Współczesne społeczeństwo posiada dostęp do wysoce zaawansowanej technologii i potrafi wytwarzać ogólnie dostępną żywność, ubrania, domy i opiekę medyczną.
Zmodernizujmy nasz system edukacyjny i stwórzmy nielimitowaną ilość odnawialnej, przyjaznej środowisku energii.
Poprzez wprowadzenie skutecznie zaprojektowanej ekonomii, wszyscy moglibyśmy cieszyć się wysokim standardem życia z wszystkimi udogodnieniami technicznie wysoko rozwiniętego społeczeństwa.
Gospodarka oparta na zasobach mogłaby wykorzystać surowce ziemi i morza, zaplecze naukowe, zakłady przemysłowe, itd. by polepszyć życie ogółu populacji.
W gospodarce opartej na zasobach a nie pieniądze, moglibyśmy swobodnie produkować wszystko co potrzebne do życia i zapewniać wysoki standard życia dla wszystkich.
Rozważmy pewien przykład: na początku Drugiej Wojny Światowej USA miało jedynie około 600 samolotów bojowych pierwszej klasy. Szybko rozwiązali ten niedostatek produkując ponad 90 000 samolotów rocznie.
Pytaniem tamtych czasów było: Czy mamy wystarczająco duży kapitał by wyprodukować wymagany sprzęt wojenny? Odpowiedź była przecząca, nie posiadali wystarczająco dużo pieniędzy, ani też złota; ale mieli bardzo dużo surowców.
Były to dostępne zasoby które umożliwiły USA osiągnąć wysoką produkcję i skuteczność pozwalającą wygrać wojnę.
Niestety takie rozwiązanie brane jest pod uwagę tylko w trakcie wojny.
Musimy zaznaczyć że te podejście do globalnego zarządzania nie ma nic wspólnego z obecnym dążeniem elit do stworzenia światowego rządu z nimi i wielkimi korporacjami na "najwyższych stołkach", gdzie większość światowej populacji jedynie im służy.
Nasza wizja globalizacji daje możliwość wszystkim razem i każdemu z osobna być tym kim chce być, zamiast żyć jako pokorne jednostki ujarzmione przez korporacje.
Nasze propozycje nie tylko przyczyniłyby się do polepszenia życia ludzi, ale zapewniłyby również potrzebną informację która umożliwiłaby im udzielanie się w każdej sferze ich umiejętności.
Miarą sukcesu byłaby satysfakcja każdej osoby z wykonywanych przez nią zajęć zamiast pozyskiwanie bogactw, własności i władzy.
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Śro 10:43, 19 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ASBA
Administrator
Dołączył: 15 Lip 2010
Posty: 77
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 11:39, 15 Mar 2011 Temat postu: W nawiązaniu do "kapitalizmu kasyna" |
|
|
Poniższy wywiad nawiązuje do "kapitalizmu kasyna" >> pojęcie to pojawia się w pierwszym wpisie na górze (oznaczone jest w tekście na czerwono).
W dzisiejszym świecie rządzi kasyno!
Autor Roman Mańka
Wywiad opublikowany na portalu:[link widoczny dla zalogowanych]
Poniedziałek, 14. 03. 2011 13:36
Z [link widoczny dla zalogowanych], głównym ekonomistą SKOK rozmawia Roman Mańka.
W tym roku kończy się pierwsza kadencja rządu Donalda Tuska. Jak Pan ocenia politykę tego rządu? Jak można mijające cztery lata podsumować?
Zanim zaczniemy oceniać ostatni czteroletni okres rządów PO-PSL, chcę powiedzieć jedno zdanie o całym procesie transformacji. Bo tu się – moim zdaniem – kończy pewien model rozwoju gospodarczego Polski.
Mówię o koncepcji opartej na trochę bajkowym systemie, na systemie wiary w cuda, opartej na dwóch kluczowych zasadach: Pierwsza, to sprywatyzujmy wszystko a będzie dobrze, pozbędziemy się wszystkich kłopotów gospodarczych i finansowych, itd. To różnie w przeszłości przebiegało, ale my jako kraj generalnie majątek narodowy wyprzedaliśmy – zwłaszcza ten wartościowy.
Nie mamy dzisiaj majątku?
Nie mamy dzisiaj majątku. Około 80 proc. wartości najbardziej dochodowego majątku narodowego (czyli sektor bankowy, finansowy, ubezpieczeniowy, handel wielkopowierzchniowy) zostało sprzedane (firmy produkcyjne, petrochemiczne). I raptem wskutek tego procederu – nie nazywam tego nawet prywatyzacją, ponieważ była to raczej wyprzedaż przedsiębiorstw, które trafiały w ręce państwowych firm, tyle że o zagranicznym kapitale – uzyskaliśmy około 140 mld zł przez 20 lat. Tak naprawdę dzisiaj, gdybyśmy chcieli odkupić trzy duże banki (takie, jak PKO S.A., BZ WBK, PKO BP), prawdopodobnie musielibyśmy wyłożyć taką samą sumę – podkreślam za trzy duże banki, a nie za cały majątek narodowy. Co z resztą…? Mało tego – teza „sprzedajmy wszystko” lansowana głównie przez Balcerowicza i liberałów gdańskich, którzy w początkowym okresie nosili nawet potocznie nazwę „aferałów”, wygląda dziś dramatycznie, ponieważ im więcej prywatyzowaliśmy, tym większe mieliśmy długi.
Gdzie w takim razie pieniądze?
To pytanie za sto punktów. Natomiast chcę podać dokładne przykłady, które tego dotyczą. W 1991 r. na początku prywatyzacji, gdy zaczynaliśmy, sprzedaliśmy majątek za około 1,5 mld zł, w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, a dług publiczny wynosił wtedy około 65 mld zł. W latach 2000-2001, kiedy Leszek Balcerowicz posiadał znaczący wpływ na politykę gospodarczą, z prywatyzacji dostaliśmy około 30 mld zł, ale dług wzrósł już do 314 mld. W latach 2009-2010 (kiedy premier Donald Tusk i minister Aleksander Grad prywatyzowali firmy) sprzedaliśmy za około 30 mld. zł, a dług publiczny wzrósł do 800 mld. Czyli teza Balcerowicza się nie potwierdza.
Gdzie są te pieniądze?
Zostały utopione w kolejnej „czarnej dziurze” i wytransferowane za granicę.
Do kogo?
Proszę pamiętać, że gdzieś od początku 2000 roku przeprowadziłem obliczenia w ramach tak zwanej pozycji bilans błędów i opuszczeń w bilansie obrotów płatniczych z zagranicą. Ta pozycja bilans błędów i opuszczeń jest to – można powiedzieć skala realnego odpływu kapitału z Polski, czyli coś, co umyka statystykom, co oznacza transfer zagraniczny, który się gdzieś nie skwalifikował. Ten odpływ w latach 2004-2010 szacuję na 221 mld. zł.
Mówi Pan o ogromnej skali?
To jest sporo! To jest ogromna skala. To jest około 50 mld. euro, czyli nawet dwukrotnie więcej niż dostaliśmy netto z Unii w tym samym okresie.
Dlaczego rządy miałyby transferować te pieniądze zagranicę?
To nie rząd transferuje. To nie rząd... To jest takie – można powiedzieć – korygujące rozliczenie, które zawiera cały szereg transakcji umykających pewnym klasyfikacjom, są one formułą pewnego transferu kapitałów pod różną postacią: cen transferowych, wypłaty dywidend, spekulacji walutowych, wypłaty wynagrodzeń, zakupu licencji, zmian logo, konsultingu itd.. Ale sensem tego jest realny odpływ „kasy”, wypływającej z naszego kraju. Nieważne gdzie, w którą stronę, do kogo – ale wypłynęła. To pokazuje skalę strat, które na prywatyzacji zostały dokonane. Nie jestem ani przeciwnikiem prywatyzacji, ani przeciwnikiem kapitału zagranicznego. Natomiast każda formuła wyprzedaży majątku powinna być racjonalna, powinna mieć jakiś długofalowy sens i powinna nam się po prostu opłacać.
Ale z tego co Pan mówi wynikałoby, że kolejne ekipy prowadziły politykę niezgodną z interesem narodowym. To zarzut o wielkim ciężarze gatunkowym.
Absolutnie! Nie tylko niezgodną z interesem narodowym, ale ja bym powiedział, że w dużej mierze niezgodną ze zdrowym rozsądkiem i kalkulacją biznesową. Bo jeśli okazuje się, że KGHM liberałowie spod znaku KLD chcieli sprzedać na początku lat dziewięćdziesiątych za 400 mln zł, a dzisiaj 20-30 proc. akcji tego samego przedsiębiorstwo jest warte ok. 30 mld, które rocznie daje około 4 mld. samych podatków, to można tak powiedzieć. Zwłaszcza gdy dzisiaj cały ten sprywatyzowany na rzecz kapitału zagranicznego – sektor bankowy w Polsce daje też rocznie ok. 4 mld zł podatków. Jest też inny przykład. BZ WBK sprzedaliśmy za 3 mld zł irlandzkiemu bankrutowi – bankowi AIB. Za 3 mld sprzedaliśmy kontrolę na tym bankiem, a w końcu 2010 r. chcieliśmy przez państwowe PKO BP kupić ten bank. Proszę zgadnąć za ile? Za 13 mld zł. Kontrole nad PZU sprzedaliśmy Eureko za 3 mld zł, żeby się od nich uwolnić w 2010r. musieliśmy wydać na razie ok. 18 mld zł. Jeśli potrafiliśmy sprzedać kontrolę nad takim bankiem (z tradycjami, z pieniędzmi w środku jak Pekao SA ) za około 3 mld zł, a w 2010 r. zaledwie 3 proc. tego banku sprzedaliśmy za 1,1 mld zł, to już nie jest tylko głupota, to jest zdrada.
Jest Pan zwolennikiem tego, żeby banki pozostały w polskich rękach?
Ważne jest to, co padło w Pana wywiadzie z A. Gudzowatym. Niewątpliwie obydwaj wychodzimy z różnych środowisk. Ten wielki przedsiębiorca, nazwał (w rozmowie z Panem) sprzedaż banków – „harakiri”. Ja myślę, że jego ocena jest dosadna i prawdziwa. To jest kwestia prawdziwego patriotyzmu, który w tej postawie widzę. Jeżeli coraz więcej osób tak to widzi – to jest to coś znacznie groźniejszego w skutkach i bardzo dalekosiężnego.
A zna Pan trochę świat?
Tak! Zdecydowanie!
To proszę powiedzieć, czy w innych państwach dzieje się podobnie?
Absolutnie nie! Jedynym krajem w Europie, w którym praktycznie pozbyto się własnego sektora bankowego stały się Węgry, które dzisiaj mają premiera Orbana i które „odkręcają” wszystko, co głupiego i szkodliwego zostało zrobione. Natomiast jeżeli chodzi o państwa Unii Europejskiej – własność prywatna kapitału zagranicznego w sektorze bankowym z reguły nie przekracza 20-30 proc., a mamy państwa, gdzie jest to zaledwie kilka procent. A więc my się nie mamy z kim porównywać. Uważam, że prywatyzacja polskich banków, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat stanowi największą zbrodnię ekonomiczną ostatniego sześćdziesięciolecia w Europie.
Użył Pan słowa zbrodnia?
Bo to jest zbrodnia ekonomiczna. Dlatego, że system bankowy stanowi krwioobieg gospodarki, wszędzie na świecie. Jeżeli my się pozbywamy tego krwioobiegu, to wiadomo, że to wcześniej czy później musi się skończyć katastrofą, zapaścią. I my bardzo usilnie w tę stronę (czyli tej katastrofy) zmierzamy.
Zapytam inaczej – a co jest powodem takiego działania ze strony tych, którzy rzekomo kierowali opisywanym przez Pana procederem: naiwność, czy celowe działanie? Jakby Pan to ocenił?
Na pewno nie naiwność. Myślę, że zła wola, bark profesjonalizmu, brak wyobraźni skutków, takie podejście odnoszące się do teraźniejszości wyłącznie, uwzględnianie tylko to co jest dzisiaj, a nie to co będzie za dwadzieścia lat. No i na pewno chęć zasłużenia się, zaprzaństwa i sprzedajności, chęć bycia na salonie, chęć zaskarbienia sobie wdzięczności obcego kapitału, czy potężnych struktur finansowych.
Czyli uważa Pan, że to tradycja kompradorska była kluczowym czynnikiem?
Zdecydowanie tak! Myślę, że jeśli Polska ma istnieć dalej, jako dość duże państwo, to nie unikniemy konieczności odkupienia tego, co głupio i tak tanio wyprzedaliśmy. Tylko to potrwa znacznie dłużej i będzie nas dwukrotnie, trzykrotnie, czy czterokrotnie więcej kosztowało. Ta druga bajkowa teza, takiego mitu cudacznego, roztaczana nieco później, bo w 2004 r. – opierała się na dogmacie, że jak wejdziemy do Unii Europejskiej – Unia da nam pieniądze i wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Nie będzie się czym martwić. Po prostu będziemy tak samo bogaci jak Niemcy, Szwajcarzy, Francuzi. Wszyscy ci, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości, którzy dokonywali jakiegoś bilansu, jakiegoś szacunku, jakichś wyliczeń – byli uznawani za „oszołomów”, „ignorantów”, żeby nie powiedzieć jeszcze gorzej.
To kto miał rację „oszołomy”, czy „salonowcy”, bo nie mogę tego problemu jakoś rozstrzygnąć?
Fakty pokazują tak: ten bilans wpływów unijnych do tej pory netto, to jest około 27 mld euro. Czyli stanowi to prawie dwukrotnie mniej, niż napłynęło począwszy od 2004 r.
do Polski od Polaków pracujących zagranicą, inaczej mówiąc naszych gastarbaiterów. Bo w tym czasie napłynęło do nas około 40 mld euro. Mało tego – podkreślam – w tym okresie z Polski wypłynęło w ramach bilansu obrotów płatniczych, a więc pod pozycją bilans błędów i opuszczeń aż 50 mld euro. Mamy deficyty handlowe rocznie w granicach 50 mld zł., czyli to też jest kilkanaście mld euro.
I ciążą na nas zobowiązania, podpisaliśmy weksle na następujące wydatki: na ochronę klimatu i zakup pozwoleń na CO2 – rzędu około 100 mld. zł. do 2013 r., a dalej (po przekroczeniu tej cezury) – na kwoty rzędu prawie 14 mld rocznie, aż do 2030 r.. Taki będzie koszt wszystkich zakupów tych klimatycznych kwestii, czyli zakupu zezwoleń na CO2. Musimy zainwestować w energetykę, która wymaga gruntownej modernizacji, a którą właśnie wyprzedajemy już do końca – niektórzy mówią, że będzie to kwota od 130 do 200 mld zł., żeby zadośćuczynić normom unijnym. Musimy wydać około 100 mld w ramach ochrony środowiska (zobowiązania są już podpisane, są weksle), a więc na wywóz śmieci, utylizację odpadów, segregację nieczystości, itd. To urasta do olbrzymich kwot. A na to wszystko dostajemy w twarz, na 11 marca Pan Premier Donald Tusk bardzo liczył, że będziemy uczestniczyć w spotkaniu unijnym tak zwanej siedemnastki, w charakterze obserwatorów w spotkaniu dotyczącym paktu konkurencyjności. Tymczasem dzisiaj jest już odpowiedź, że nawet jako obserwatorów nas tam nie dopuszczą.
Sugeruje Pan, że jesteśmy na peryferiach Europy?
Absolutne peryferie!
Sądzi Pan, że Europa będzie...
Dwóch prędkości, absolutnie Europą dwóch prędkości.
Czyli mur berliński jeszcze stoi?
Powiedziałbym nawet, że zaczyna odrastać. Ale ta teza o Unii Europejskiej, to kolejna taka bajka, że kwestia przynależności unijnej rozwiąże nam wszystkie problemy. Oczywiście fajnie jest dzisiaj bez paszportu przejechać przez granicę, odpocząć w austriackich Alpach – tylko, że najpierw trzeba na to zarobić. A kolejny problem pojawia się przy okazji pytania – w jaki sposób my mamy na to zarabiać? Dlatego, że zaczynamy mieć – mimo totalnej wyprzedaży majątku narodowego – poważne kłopoty. A tak naprawdę, po takiej totalnej wyprzedaży majątku narodowego, jakiej Polska dokonała w ostatnich dwudziestu latach – powinniśmy mieć nie problem z emeryturami, tylko znacząco podwyższyć te świadczenia, czyli powinniśmy mieć wyższe świadczenia socjalne, nowoczesne autostrady, sprawne, czyste i nowoczesne szpitale, dobrze opłacanych nauczycieli. Bo wyprzedaliśmy praktycznie wszystkie rodowe srebra, a więc wydaje się, że należałoby oczekiwać znaczącej poprawy standardu życiowego Polaków. Tymczasem – proszę zauważyć – że właściwie dzisiaj widzimy Polskę nie z nową, zbudowaną infrastrukturą majątkową, tylko w gruncie rzeczy z supermarketami. Co myśmy zbudowali? Nie mamy autostrad, nie mamy dywersyfikacji energetycznej, nie mamy nowoczesnej, innowacyjnej gospodarki, innowacyjnych technologii. Nakłady na naukę są żenujące a poziom opieki zdrowotnej dramatyczny.
Proszę powiedzieć konkretnie, jaki jest poziom zadłużenia Polski?
Jak Pan to ocenia?
Mimo wyprzedaży majątku mamy tylko wielkie, gigantyczne długi o jakich się nawet Gierkowi się nie śniło.
Można oczywiście na tego Gierka napadać i mieć go za nic, ale trzeba wiedzieć, że on nas zadłużył realnie na 25 mld dol. i te długi spłacaliśmy prawie trzydzieści lat, ale coś jednak zbudowano.
Teraz wyprzedaliśmy cały majątek, a długi mamy – już mówię – 260 mld dol. długów zagranicznych.
Gierek, to jest pikuś – on miał 25 mld dol., oczywiście popełniał błędy, co do rozwoju przemysłu ciężkiego, ale on miał 25 mld, a teraz jest 260 mld dol. długów zagranicznych.
Przypominam, że Argentyna przewróciła się w 2001 r., zbankrutowała mając raptem 100 mld dol. zadłużenia, my mamy 260 mld dol.
Mało tego – mamy gigantyczny, wielki dług wewnętrzny, którego wcześniej nie mieliśmy.
To jest już dzisiaj około 810 mld zł, ale w moim przekonaniu nie jest to wszystko. Dlatego, że Rostowski robi absolutne cuda ze statystyką i kwestiami zadłużenia, ja uważam, że to jest absolutny Pinokio.
Zamiata pod dywan, nie liczy bardzo wielu elementów. Dlatego jemu wychodzi, że nasz deficyt sektora finansów publicznych jest 7,9 proc. PKB, a w mojej ocenie jest 9,5 proc.
Na czym Pan opiera swoje wyliczenia?
Już mówię. Według niego – dług publiczny kształtuje się na poziomie 53,4 proc., a według GUS-u, który policzył nasz dług za 2010 r., według statystyki unijnej Eurostatu (ESA – 95) to jest już ponad 55 proc, a ja twierdzę, że to będzie już dług w przedziale od 57 do 59 proc. do PKB. Bo jeśli doliczymy do tego długu to, co Pan Minister sobie uznał, że nie liczy, czyli deficyt środków unijnych za ubiegły rok – około 14 mld zł.; deficyt ukryty w Krajowym Funduszu Drogowym – rzędu około 30 mld; deficyt ukryty, a właściwie (można powiedzieć) zawłaszczony w Funduszu Rezerwy Demograficznej – to jest za poprzedni rok 13,5 mld. Jeśli do tego doliczymy obligacje, które już na potęgę zaczyna emitować ostatni państwowy bank BGK – to już na początku stycznia jest 5 mld. zł.. Jeśli do tego doliczymy pożyczki ZUS-owskie – to też jest koło 5-6 mld (zawsze, tu nie ma w ogóle dwóch zdań). Kolejne 50 mld zł bierze się z poręczeń i gwarancji – tego do długu Pan minister J. Rostowski nie liczy. Wie Pan dlaczego? Dlatego, że oczywiście – można powiedzieć, że to trzeba będzie brać pod uwagę wtedy, kiedy te poręczenia staną się wymagalne. Ale czy mogą się stać? Oczywiście, że tak! Na przykład olbrzymie poręczenia i gwarancje dla PKP. To nie jest wszystko jeżeli chodzi o zadłużenie. Proszę sobie wyobrazić, że nawet te rzekomo świetnie sprywatyzowane, fantastycznie zarządzane zagraniczne banki komercyjne w Polsce same mają około 40 mld euro długów, czyli 160 mld zł. Oczywiście u swoich matek, w centralach, w innych światowych instytucjach ale są zadłużone. Szpitale są zadłużone na ok. 9 mld. zł, koleje na jakieś 7 mld, kopalnie też mają długi. Już nie mówię o gigantycznym zadłużeniu Polski i Polaków w tej chwili. Proszę sobie wyobrazić, że jako gospodarstwa domowe mamy prawie 500 mld zł zadłużenia, z tego 33 mld to są już kredyty oraz długi przeterminowane i zagrożone, czyli właściwie nie do odzyskania. Jeśli chodzi o firmy, skala kredytów zagrożonych – to jest 27 mld zł.
Do tego dochodzi – tykająca bomba z opóźnionym zapłonem, której lont w każdej chwili może zostać odpalony – to jest blisko 500 tys. Polaków w kredytach hipotecznych-mieszkaniowych w walutach zagranicznych.
To jest mniej więcej kwota 170 mld zł. Mówimy tu tylko o kredytach walutowych. Czyli najmniejsza zmiana kursu franka (a dzisiaj mamy z taką do czynienia), podniesienie stóp procentowych w Szwajcarii (co nas za chwilę czeka) spowoduje, że na tych dużych stadionach, które budujemy na Euro 2012 będą mogli niektórzy rozbić namioty, żeby gdzieś przemieszkać.
Powtórzy się fenomen Stadionu Dziesięciolecia? Tak Pan sugeruje?
Nie w tym sensie, co dawniej, tylko mówię, że tak naprawdę na tych obiektach znajdą się Ci, którzy stracą własne mieszkania z powodu znaczących podwyżek kursów walut, bo nie będą mieli gdzie zamieszkać. Tym bardziej, że to wygląda w tej chwili tak, że osoby, które wzięły kredyty – mimo, że je spłacają już kilka lat – mają więcej do spłacenia niż wzięli.
Ale gdyby tu, na Pana miejscu, siedzieli prof. Balcerowicz, komisarz Lewandowski czy inni zwolennicy liberalnej doktryny, to oni by powiedzieli Panu, że nie było innej alternatywy, że nie było innej drogi, którą można by podążać.
Oni twierdzili zawsze, że prywatyzowali polskie przedsiębiorstwa po to, żeby je uratować przed upadkiem, gdyż obcy kapitał inwestował pieniądze w gospodarkę?
Ja mogę powiedzieć, że na pewno prof. L. Balcerowicz by tutaj nie siedział, bo on nie lubi dialogu i konfrontacji. On lubi wygłaszać monologi – że tak powiem – wyłącznie bez żadnego sprzeciwu i wątpliwości. A więc po pierwsze by tutaj nie siedział, a po drugie nie było innej drogi – znany w historii postacie, które tak mówiły. Dzisiaj Leszek Balcerowicz i K. Rybiński wypowiedzieli wojnę rządowi w sprawie OFE
Ale zastanówmy się realnie – była inna droga?
Jest wiele przykładów w Europie, kiedy zastosowano inne mechanizmy niż my wychodząc z komunizmu.
Na przykład Słowenia implementowała całkowicie inny mechanizm, jeżeli chodzi o sektor finansowy oraz banki. Utrzymała swoje udziały 51 proc. w tych bankach i je kontrolowała.
Podobnie Hiszpania po dyktaturze Franco, wstępując do Unii Europejskiej nie sprzedała wszystkich swoich banków. Wprost przeciwnie, zostały one skonsolidowane, dokapitalizowane i dzisiaj mamy hiszpańskie banki w Polsce, a nie polskie w Hiszpanii, nie mówiąc już o modelu krajów skandynawskich.
Mało tego – nam zaserwowano pewną koncepcję gospodarczą, polegającą na założeniu, że mamy być szczęśliwi, bo będziemy pracować w dobrze zorganizowanych oraz zarządzanych zagranicznych firmach i to nam powinno wystarczyć.
Brak ambicji, brak chęci dążenia do stworzenia z Polski liczącego się podmiotu gospodarczego.
Przecież my dzisiaj nie mamy żadnej dużej polskiej firmy, żadnej znaczącej polskiej marki finansowej. Weźmy choćby pierwszy z brzegu przykład – skandal z prywatyzacją PZU.
Ale mamy „zieloną wyspę”...
Nie mieliśmy i nie mamy „zielonej wyspy”. To zwykła bajka. Dziś to już raczej są ruchome piaski. Tu nie ma żadnej „zielonej wyspy”.
To był kompletny pic na wodę fotomontaż. Fakt, że w Polsce rośnie produkcja przemysłowa, a nawet statystycznie zwiększa się wzrost gospodarczy, to kompletnie się nie przekłada na naszą zamożność, na skalę dochodów podatkowych, jak i na spadek bezrobocia.
Jak to się dzieje, że amerykańska gospodarka już przy niecałych 2 proc. PKB potrafi tworzyć miejsca pracy, a polska przy 4,5-5 bardzo słabo dynamizuje ten proces?
Uważam, że dopóki my w Polsce nie zaczniemy cenić dobrych pracowników i godziwie ich opłacać, to będzie postępujące dziadostwo i coraz bliższa perspektywa bankructwa. Nie może być tak w zjednoczonej Europie, że kasjerka w Lidlu po stronie polskiej zarabia 1,200 zł a po drugiej stronie rzeki, w tej samej firmie, w tym samy Lidlu zarabia 1,200 euro. Dlaczego tak nie może być? Dlatego, że ceny energii elektrycznej, utrzymania mieszkania, ogrzewania, gazu, paliwa, już nie mówiąc o usługach bankowych są u nas często wyższe niż po tej drugiej, niemieckiej stronie. My mamy koszty utrzymania na poziomie europejskim (być może w niewielkich aspektach jeszcze są różnice jeżeli chodzi o niektóre ceny produktów żywnościowych, ale po ostatniej drożyźnie i podwyżkach VAT-u jest już prawie cenowo tak samo), natomiast wynagrodzenia mamy trzy, czterokrotnie niższe. Co to oznacza? To będzie oznaczać, że każdy młody człowiek, który posiada odrobinę oleju w głowie będzie stąd uciekał i nawet na naukę zawodu pojedzie do Niemiec. Bo tam mu dadzą 800 euro, internat i będą go uczyć języka oraz zawodu. Czyli się wynaradawiamy. Polki już wolą rodzić w Niemczech niż w Polsce.
Sądzi Pan, że przegrywamy w Europie demograficznie, że inni nas wchłoną?
Polska dzięki elitom rządzącym od dwudziestu lat sama się likwiduje.
Jednak czy możemy dać wyższe wynagrodzenia? Przecież jest pewien poziom wynagrodzeń, przekroczenie którego spowoduje, że gospodarka nie wytrzyma?
To jest kwestia – skąd brać pieniądze? Jak się nie posiada majątku, to z reguły nie ma się dochodów. Jak się tanio wyprzedaje rodowe srebra, to trudno wyłącznie bazować na napływie kapitału zagranicznego.
Proszę zauważyć, że całe ostatnie dwadzieścia lat, w moim przekonaniu rozwoju w Polsce i tego „dobrobytu” (bo to dotyczy on jedynie małej części społeczeństwa) odbywało się na kredyt, za pożyczone pieniądze. Nam udowadniano, że można się świetnie rozwijać pożyczając pieniądze i że to w ogóle nie niesie ze sobą konsekwencji, że to wszędzie doskonale funkcjonuje.
To jak w takim razie wytłumaczy Pan fakt, że zagranicą, na zachodzie Europy pokazuje się nas, jako przykład udanych przemian?
Przez kilka lat mieszkałem na zachodzie Europy i wiem, jak się tam ocenia Polskę.
Zwłaszcza w tygodniku „The Times” albo w opiniach banków Goldman Sachs i JP Morgan. Oni tak super na nas zarabiają, że byliby ostatnimi niegodziwcami, gdyby o nas źle mówili. To tylko w Polsce jest możliwe żeby Goldman Sachs spekulował na polskim złotym, czyli ograbiał nas z naszych oszczędności i jednocześnie był doradcą rządu w ważnych prywatyzacjach sektora gospodarczego, choć się do tego nie przyznaje.
Konflikt interesów?
Po prostu zamach na jakąś elementarną przyzwoitość i logikę biznesową. To tak, jakby Pan lisa w kurniku za przeproszeniem, który wydusił Panu stado kur, wziął do pilnowania następnego stada gęsi... To tak wygląda. A więc trudno aby nas pewne ośrodki lobbystyczne, czy rozmaite centra spekulacyjne nie chwaliły. My naprawdę jesteśmy takim spekulacyjnym eldorado nad Wisłą – ja to tak nazywam. Bo przecież to jest czysty biznes brać franki w Szwajcarii przy niskich stopach procentowych (prawie na zero, 0,25 procenta,), przerzucić je do Polski, następnie udzielić kredytu hipotecznego we frankach szwajcarskich na 5-6 proc., potem wymienić je na umacniającego się złotego, kupić polskie obligacje – mając zagwarantowane 6,3 proc. i ma Pan dwucyfrowe przebicie, dwucyfrową stopę zwrotu. To jest po prostu samograj! Proszę zauważyć, że żadne media, jedynie „Gazeta Finansowa”, która podejmuje tę problematykę, żadne media (niby profesjonalnie zajmujące się ekonomicznymi kwestiami, jak na przykład „Rzeczpospolita”, jak „Puls Biznesu”, jak TVN) nie podejmują tego problemu. Jak? Jakim to cudem w ramach pozycji bilans błędów i opuszczeń przez ostatnie sześć lat uciekło nam, co najmniej 210 mld zł. z kraju w postaci wypływu kapitału? To nie jest dla nich problem i oni nie podejmują tego tematu. Czy miało jakikolwiek sens ekonomiczny posunięcie ministra finansów J. Rostowskiego, który w grudniu 2010 r. – po to żeby sztucznie obniżyć nasze zadłużenie – wyrzucił w błoto, czyli rzucił na rynek walutowy blisko 4 mld euro oszczędności z rezerw walutowych, w ramach interwencji walutowej, żeby o 5 do 8 groszy jedynie przejściowo obniżyć kurs walut. No przecież to jest chore! Tym bardziej, że ten dług nie został skutecznie zahamowany. To nic nie dało. To są pieniądze, które przejęli spekulanci walutowi. Bo te swapy walutowe to jest po prostu czysta spekulacja.
Twierdzi Pan, że minister Rostowski działa na modłę spekulantów?
Myślę, że niektórzy mogą takie zarzuty stawiać, bo to nie pierwszy przykład. Również w grudniu 2009 r. MF dokonał podobnej operacji na nieco mniejszą skalę. Najpierw się w ogóle do tego nie przyznawał, a dopiero potem – kiedy podniosłem ten temat publicznie w mediach – po kilku miesiącach potwierdzono, że taki fakt miał miejsce.
Ale przecież i w Polsce i w Unii Europejskiej są fachowcy, którzy potrafią liczyć i ich się tak łatwo nie oszuka?
Nie do końca! Najlepiej sytuację pokazuje przykład grecki. Grecy tak to kapitalnie liczyli, że oszukiwali Unię Europejską jak chcieli i najpierw podawali, że mają deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 3 proc., a później, jak przyszedł nowy rząd i sprawdził „kwity”, to się okazało, że jest 13 proc... Z dnia na dzień. Więcej – oni brali dotację na produkcję, na uprawy rolne, na oliwki, które były sadzone na pasach pomiędzy autostradami. Z samolotu było zdjęcie, że tam coś rośnie. To nie do końca jest tak, że unijni eksperci umieją kontrolować sytuację. Zresztą Eurostat już ma pewne poważne wątpliwości czy wszystkie statystyki są trafne, zaostrza kontrolę, zarówno po kazusach greckim, jak i irlandzkim, a ostatnio również wysłał kontrolę do Bułgarii (bo nie bardzo wierzy w pewne statystyki). Jest wątpliwość, czy Pan Minister J. Rostowski mówi całą prawdę? On twierdzi, że jest 7,9 proc. deficytu sektora finansów publicznych, a jego urzędnicy, albo inni urzędnicy z otoczenia rządu – uważają, że może być 8,3 proc. albo 8,5 proc. Szacuję, że jest to 9,5 proc., gdy się uczciwie wszystko policzy.
Czyli stanąłby Pan na ubitej ziemi do debaty z ministrem Rostowskim żeby swoją tezę potwierdzić?
Ale nie ma najmniejszego problemu. Kłopot jest w tym, że ci ludzie kompletnie oderwali się od realiów. Ta cała kreatywna księgowość – oni w nią uwierzyli, że tak jest. To, że Pan Minister Rostowski wysyła list do Olli Rehna do Komisji Europejskiej, mówiąc, że on zlikwiduje deficyt finansów publicznych do 3 proc., czyli tak naprawdę zaoszczędzi prawie 100 mld zł., to przecież można tylko pękać ze śmiechu, albo lać krokodyle łzy, patrząc w jakich rękach są od czterech lat finanse publiczne. Myślę, że doczekamy się dramatycznych rozwiązań i że stan polskich finansów publicznych jest znacznie gorszy niż się o tym mówi.
Grozi nam wariant argentyński, o którym Pan wspomniał?
Z jednej strony grozi nam wariant argentyński, a z drugiej węgierski. Czyli taka koalicja różowo-liberalna, na przykład sldowsko-platformerska, która miała miejsce na Węgrzech, gdzie symbolem tego stał się premier Ferenc Gyurcsany, który nieopatrznie wreszcie powiedział prawdę – „kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem, kłamaliśmy cały czas”, gdy idzie o stan naszej gospodarki i w końcu ludzie wyszli na ulice.
Myśli Pan, że w Polsce będzie podobnie, że ludzie też wyjdą na ulice?
To jest nieuniknione! Dlatego, że my zmierzamy absolutnie na dno. Ta jazda na gapę przez ten kryzys się skończyła. Jazda po bandzie za cudze pieniądze, za pożyczone środki też dobiega kresu. My dzisiaj za nasze obligacje dziesięcioletnie płacimy 6,3 proc. żeby zacząć płacić 7 proc. naprawdę nie jest daleko. A to już jest czerwona kartka od rynków! I co z tego, że Pan Minister J.Rostowski sobie wykoncypował, że on teraz będzie nieco mniej pożyczał na rynkach, skoro będzie pożyczał drożej. Co z tego, że on sobie wykoncypował, że na OFE zaoszczędzi 11 mld w tym roku, a w przyszłym 17 mld, bo zmniejszy składki?! Przecież to w niczym nie rozwiązuje problemu. A przede wszystkim nie daje żadnych szans na godziwą emeryturę dla przyszłych Polaków.
Jaka jest Pana ocena reformy OFE?
To jest jeden z największych skandali ekonomicznych. To jest po prostu prywatyzacja systemu emerytalnego, nieudana prywatyzacja, oparta od początku na chciejstwie, kłamstwie i błędnych wyliczeniach. To jest system oparty na koncepcji – z jednej strony, że ludzie będą mieli emeryturę po części z kasyna i po części z długów, bo obligacje to jest przecież zadłużanie, giełda jest w dużej mierze kasynem spekulacyjnym – tam są zyski, ale tam są i straty. W 2008 r. OFE straciły blisko 24 mld zł., bo był kryzys na giełdzie.
Ale nie grały na dużym ryzyku?
Chwała Bogu, ale pomyślmy, że teraz zagrałyby i zainwestowały w kolejny Lehman Brothers pańską emeryturą, no i co by Pan od nich dostał wtedy?! To jest chore do spodu, bo tu w ogóle nikogo nie interesuje sprawa wysokości tych przyszłych emerytur. Rostowskiego i rząd interesuje żeby zmniejszyć dziurę budżetową, a lobbystów OFE (jak i walczącego niezwykle dzielnie i bez litości w obronie OFE – Leszka Balcerowicza) interesuje utrzymanie dotychczasowej pozycji oraz skali dochodów tych prywatnych podmiotów komercyjnych.
A gdzie w tym wszystkim jest obywatel?
Nie ma go tam... Ja od lat proponuję koncepcję rozwiązania tego pata w systemie emerytalnym. Żadne media (mimo, że głoszę to publicznie), ani żadni przedstawiciele władzy nie poprosili mnie o wyjaśnienie tej kwestii, a uważam, że jest kilka rzeczy prostych, które trzeba zrobić, koniecznych, żeby podstawową kwestią były godziwe emerytury. Po pierwsze musi być dobrowolność partycypacji w takim systemie; po drugie trzeba zlikwidować ZUS – w miejsce ZUS-u utworzyć Państwowy Bank Emerytalny, który będzie działał komercyjnie na podobnych zasadach, jak OFE.
A czyją on byłby własnością?
Który byłby własnością państwa. Który by zmuszał do realnej konkurencji prywatne podmioty. Który mógłby inwestować w złoto, w obligacje, w akcje, w co by tam tylko można było. A ZUS należałoby sprowadzić do jedynie czysto biurokratycznej maszynki, która wysyła zawiadomienia i mocno go odchudzić. Ja wolałbym mieć emeryturę
z banku niż z kasyna. I coś trzeba z tym zrobić, bo te emerytury, które dzisiaj po dziesięciu latach rzekomego, genialnego inwestowania przez OFE nam się proponuje 30-50 zł – do tej ZUS-owskiej części emerytury. Czy Pan sobie to wyobraża – po dziesięciu latach inwestowania, że ktoś Panu mówi – „66 zł się należy”. To co za dwadzieścia lat dorzucą jeszcze 80 zł, będzie razem 130 zł. Przecież to jest kpina ze zdrowego rozsądku! To oznacza, że być może nie będzie żadnych emerytur – ani z OFE, ani z ZUS-u, jeżeli to dalej tak będzie wyglądało. To jest kolejna wielka sprawa do rozegrania. Można to naprawić! Trzeba to naprawić!
To by się wtedy sprawdziła przepowiednia Kononowicza, który mówił, że nie będzie niczego...
W jakimś sensie to się powoli zaczyna sprawdzać. Orban na Węgrzech poszedł na całość i stwierdził, że lepiej od razu to przejąć i myśleć, co z tym zrobić. Nasi udają, że coś naprawiają. To jest czysta improwizacja.
Platforma Obywatelska szła do wyborów, jako partia pragmatyczna, wolnorynkowa, liberalna, która miała się zająć gospodarką, głosiła potrzebę sanacji Państwa, konieczność przeprowadzenia najpilniejszych reform.
Dlaczego tego nie podjęła? Dlaczego nie realizuje tych pięknych zapowiedzi, które głosiła? Co się w Polsce stało?
Paradoksalnie najlepsza sytuacja dla przedsiębiorców i dla gospodarki była za czasów poprzedniego rządu. Tylko Platforma oparła swoje rządzenie na takich trzech tezach: pierwsza – że poprzednicy paskudni, a my jesteśmy cudni; druga – ludowi wystarczy Doda i w kranie ciepła woda (żeby było do rymu); i wreszcie trzecia – niech się wali, niech się pali, a my będziemy w piłkę grali. I to jest cały sens tych czterech lat rządów Donalda Tuska. A konsekwencją takiej polityki może być czwarta teza, a więc, że po nas choćby potop, czy ziemia spalona. Tu nikt poważnie do tematu nie podchodzi. Najbliższe lata dla Polski, to nie będzie zabawa! To będą dramatyczne wybory! To będzie realne bankructwo dla podmiotów i dla części zadłużonych gospodarstw domowych – blisko dwa miliony Polaków jest totalnie zadłużonych, jest już bankrutami. Co będzie, jeśli frank będzie kosztował 3,80 zł, a euro 5,50 zł? Przepowiednie dużych banków inwestycyjnych na ten rok – Goldman Sachs, JP Morgan – mówiły, że frank będzie kosztował w tym roku pomiędzy 2,36 a 2,50. A ile jest teraz? 3,10 zł. I nie idziemy w dobrym kierunku.
Dlaczego frank szwajcarski stał się w globalnej gospodarce tak wielkim czynnikiem rozmaitych spekulacji?
Nie ma chyba drugiej takiej waluty, która podlegałaby podobnym fluktuacjom?
Wystarczy trochę znać historię świata. I to wcale nie tę ekonomiczną. Jak były wojny, rewolucje, zamieszki, głód , wszyscy uciekali do bezpiecznej przystani, do Szwajcarii: naziści, terroryści, komuniści Kadafi i inne Mubaraki. Bo to była ta bezpieczna przystań, gdzie ten pieniądz zawsze miał wielką wartość.
Polscy politycy też tam uciekli?
To mogłoby być bardzo ciekawe, gdybyśmy chcieli skorzystać z tej płyty, z tej wiedzy, z której skorzystała kanclerz Angela Merkel. Mieliśmy taką szansę i zdaje się, że dobrowolnie z tego zrezygnowaliśmy.
Oczywiście, że elity mają znaczenie dla każdego kraju, tylko, że te elity (te takie z okresu turbo-kapitalizmu, jakiegoś amerykańskiego, czy brytyjskiego) one obok swoich fortun tworzyły jeszcze muzea, szpitale, sale konferencyjne, teatry. Tu tego nie ma...
Jaką Pan drogę dla Polski proponuje, jako finansista – obserwując przez dwadzieścia lat polską gospodarkę, doradzając różnego rodzaju podmiotom gospodarczym?
Po prostu jestem pełen obaw. Martwię się tym.
Młodzi wyjadą, starzy poumierają.
Trzeba zwołać ratunkowy okrągły stół, żeby na poważnie zastanowić się, co z tą Polską zrobić, czy da się ją ocalić przed bankructwem.
Ale na jaki model rozwoju gospodarczego postawić?
W tej chwili trzeba odrabiać straty, odzyskiwać głupio, tanio wyprzedany majątek narodowy, szukać tych źródeł dochodów i tych możliwości rozwoju, które w dzisiejszym świecie są konieczne, czyli: nowoczesności, innowacyjności, taniej produkcji żywności (bo żywność będzie towarem strategicznym, podobnie jak ropa naftowa).
Dziś świat stoi przed wielkimi przewartościowaniami, przed wielkimi zmianami. Pewne modele tego turbo-kapitalizmu się nie sprawdziły.
Przed globalnym przewartościowaniem?
Globalnym, tak! To nie jest tylko kwestia Północnej Afryki. Głód zajrzy do wielu innych krajów, nie mówiąc już o jakiś spekulacjach.
Finanse tego świata po prostu odeszły od realnej gospodarki, oderwały się kompletnie od obiektywnego podłoża.
Kreuje się absolutnie wirtualne byty finansowe. A to się w ogóle nie przekłada na poziom życia ludzi.
Wie Pan – jeżeli prezes banku Goldman Sachs potrafi dostać premię w wysokości kilkudziesięciu milionów dol., to nic dziwnego, że on może sobie powiedzieć – „to my robimy robotę Boga”.
W dzisiejszym świecie rządzi kasyno – kasyno, w którym krupierzy oszukują. I niestety to ma miejsce również u nas. Będzie ciężko, naprawdę będzie bardzo ciężko.
A kto siedzi przy tym kasynie?
To jest pytanie za milion. Kto siedzi przy tym kasynie?
Myślę, że Ci, którzy realnie rządzą tym światem: wielki biznes; potężne struktury ponadnarodowe; najwięksi mafiozi (pewnie również); być może służby specjalne, niektórych krajów.
Ale jesteśmy dzisiaj tu nad Wisłą i musimy się martwić, czy benzyna będzie dalej po 5 zł, czy może po 6 zł; czy chleb będzie po 8 zł; czy stanie się tak, że będziemy mieli mniej pociągów, dłużej będą jechały, a bilety będą droższe.
Bo my dzisiaj mamy taką perspektywę – polskie państwo dzisiaj nie funkcjonuje, polskie państwo nie wywiązuje się ze swych podstawowych obowiązków wobec obywateli, dużą część obowiązków przerzucono na samorządy, nie dając im odpowiednich pieniędzy: zamyka się szkoły, zamyka się placówki kulturalne, bo nie ma pieniędzy.
A tymczasem te pieniądze fruną przez polskie granice – tak jak mówiłem ponad 200 mld zł w ramach bilansu błędów i opuszczeń, w ramach obrotów płatniczych zagranicę. Czyli dla jednych nie ma, ale dla drugich są.
Ostatnio zmieniony przez ASBA dnia Wto 11:40, 15 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|